Anglista też rodzic – część I
Nauka przy okazji, czyli gra z deDOMO
Podczas stosowania metod deDOMO moje córki nawet nie zarejestrowały, że cały czas się uczą. „Gra w angielski” jest po prostu codziennością, miłym elementem dnia. Dźwięk wpadającego kamyka do szklanego słoika po raz n-ty na pewno będzie miłym wspomnieniem z ich dzieciństwa. Dobrze pamiętam początek gry. Dziewczynki z racji wieku, prawie 2, 5 i 7, idealnie wpisywały się w metodę opartą na zasadzie “mówisz i masz”.
Dzięki pozytywnemu wzmacnianiu, nagrodom, satysfakcji, widocznemu mojemu czy męża zadowoleniu dziewczynki z chęcią zaakceptowały zasady. Jednak w miarę upływu czasu zaczęły dostrzegać coś więcej. Maja, zakochana w tatusiu, po 8. miesiącach gry stwierdziła, że jej przyszły mąż musi mówić po angielsku. A Pola, miesiąc temu zadeklarowała, że skoro będzie gwiazdą muzyki pop, będzie świetnie mówić i śpiewać „in English”. Cieszymy się, że w ciągu roku dla starszych córek angielski stał się tak ważny. Tak ważny, i tak skuteczny, że w niektórych sytuacjach wyparł polski. Najmłodsza córka wie co powiedzieć kiedy za długo ją łaskocze i mówi: enough! Średnia prawie codziennie rano mówi: „Stop pulling my hair”! A najstarsza po szkole wypytuje: „What’s for dinner today”? Oczekiwanej reakcji lub miłej odpowiedzi mogą być pewne i dlatego tak chętnie mówią do nas w obcym języku. A czy z innymi też chcą porozmawiać? Pola, z natury otwarta, śmiało się wita, przedstawia, składa życzenia. Jest zaintrygowana, że ta Amerykanka mieszka w LA, blisko Hollywood, ten Francuz w Paryżu, a tamta dziewczynka nie mówi wcale po polsku. Maja jest bardziej skryta, więc odzywa się z większa rezerwą. Nie interesują ją aż tak bardzo szczegóły dotyczące obcokrajowców, ale “magiczne kamienie” (nie zwykłe duże i szare, ale duże, kolorowe i przezroczyste). Tych w tym roku zdobyły dosłownie kilka. Mela też. Jej krótkie hello, czy Merry Christmas też działa. I jeszcze coś. Kiedy tuż przed zaśnięciem Maja zapytała mnie jak się mówi po angielsku “pikantny” bo “mild ketchup” to ona już zna, albo kiedy Pola odmówiła pójścia spać – “I’m wide awake” poczułam ogromną satysfakcję. Satysfakcję, która rekompensuje często uciążliwe prośby typu: “Mummy, help me.”,”Can we play hide and seek, please?”. Pamiętam też nasz niepokój podczas dwudniowego załamania gry – dziewczynkom zginęły wszystkie pieniądze. Jak się okazało Melcia, która była na etapie chowania atrakcyjnych rzeczy, schowała również portmonetki sióstr. Czasami odczuwam również niedosyt, bo wiem, że mnóstwo sytuacji dnia codziennego nie wykorzystaliśmy do celów językowych. Trudno, nie będę się tym zamartwiać. Przecież gramy dalej.
Według moich szacunkowych obliczeń, w tym roku starsze dziewczynki zdobyły ponad 5000 ptk. każda, a najmłodsza ponad 1000. Przyznaje, że tylko przez pierwsze dwa miesiące gry skrupulatnie nagradzałam córki kamyczkami. Po pierwsze dlatego, że “dziewczyny patrzyły mi na ręce”, a po drugie dlatego, że wypowiedzi w terenie trudno automatycznie nagradzać. Nasze dziewczynki zwykle same nie pamiętały o dodatkowych punktach, więc nie upierałam się przy drobiazgowym księgowaniu. Na ogół każda tygodniówka to dorobek od 6 do 10 dużych kamieni, resztę stanowiły kamyczki za powtórki lub żarty językowe.
Autorką tekstów z serii “Anglista też rodzic” jest Małgorzata Życka, mama trzech dziewczynek w wieku 7, 5 i 2 lat. Na blogu prezentuje swoje doświadczenia związane z metodą deDOMO.
© deDOMO Education sp.j.
ilustracje: Magdalena Wójcik
Czytaj także: Poradnik „Przychodzi rodzic do anglisty” autorstwa dr. Grzegorza Śpiewaka