Jak uczyć po „brytyjsku”? cz. II „Nie zaczyna się budowy domu od dymu z komina”
To już trzy miesiące spędzone w Szkocji. Mój poziom języka angielskiego podniósł się na tyle, że potrafię zrozumieć i powiedzieć znacznie więcej, niż na początku mojego pobytu w Dundee. Jednak mój rosnący w miarę jedzenia apetyt zmobilizował mnie do zapisania się na dodatkowy kurs angielskiego. Lekcje odbywają się w murach mojego college’u, więc jest to dla mnie wyjątkowo korzystna i wygodna opcja. Mimo, że nie planuję zdawać certyfikatu, kurs zatytułowany ‘FCE preparation’, daje mi możliwość rozwijania czterech kluczowych umiejętności: pisania, czytania, słuchania i mówienia na poziomie średniozaawansowanym.
Nauczycielem jest Joe, rodowity Szkot, który na potrzeby swojej profesji pozbył się specyficznego, trudnego, szkockiego akcentu. Brzmi raczej jak Amerykanin, co znacznie ułatwia nam komunikację. Poziom znajomości języka angielskiego pośród uczestników kursu jest zróżnicowany– nikt jednak nie ma problemów z porozumiewaniem się, a znaczna część studiuje jednocześnie w języku angielskim na różnych uczelniach. Ale kiedy przyszło do powtarzania podstaw „z samego początku podręcznika”, większość była nieco zakłopotana. Podstawowe czasy, konstrukcje: „as + adjective +as”, „more than…”, „defined/undefined articles”, “demonstratives – this,that,these,those”, stopniowanie przymiotników etc. sprawiały nie lada kłopot. Dla Joe nie było to jednak zaskoczeniem.
Trudno jest wymagać od uczniów pełnej poprawności, jeżeli opowiadając o „habits” nie mają pojęcia czy powiedzieć „that habits/these habits/those habits”. Może się to wydawać małym niedociągnięciem, ale w perspektywie egzaminu maturalnego, na którym za takie „małe niedociągnięcia” odejmowane będą punkty, staje się to poważnym problemem. Przypomina mi to trochę proste, ale niezwykle dosadne powiedzenie, iż „nie zaczyna się budowy domu od dymu z komina”. Żeby wybudować dom, trzeba zacząć od solidnych fundamentów. W przypadku fundamentów językowych, są to podstawowe zagadnienia gramatyczne – często lekceważone.
Nasz nauczyciel jest w dość komfortowej sytuacji. Wszyscy uczestnicy kursu biorą w nim udział dobrowolnie. Dlatego stosuje on kilka ciekawych metod nauczania podczas pracy w grupach. Jedna z nich to streszczanie sobie nawzajem fragmentu nagrania usłyszanego z płyty CD. Metoda ta ma na celu upewnienie się, że wszyscy uchwycili sens nagrania, że wszystkie zwroty i słówka są zrozumiałe. Często pojedyncze osoby są proszone, aby streściły paragraf całej grupie. To trzyma wszystkich w skupieniu podczas wysłuchiwania nagrania, gdyż może to być „moja kolej, aby wypowiedzieć się na forum”.
Kolejną metodą nauczania jest prosta zabawa. Jeden z uczniów siada plecami do tablicy. W tym czasie nauczyciel zapisuje na niej zdanie, wykorzystując słowa lub czasowniki frazowe z poprzedniej lekcji. Reszta grupy musi przekazać tej osobie sens zdania, używając synonimów i unikając słów, które już widnieją na tablicy. Jest to kolejny sposób na ćwiczenie umiejętności, którą opisałam w poprzedniej części serii „Jak uczyć po brytyjsku?” – umiejętności przekazania naszych myśli dochodząc „po nitce do kłębka”.
Przebywanie w kraju anglojęzycznym to najlepszy sposób na praktyczną naukę języka. Ale dopiero na kursie przygotowującym do FCE zaczęłam uczyć się poprawnej gramatyki. Ani nikt na ulicy, ani w szkole nie poprawia mnie, jeżeli używam nieprawidłowego czasu. Nie wynika to tylko z wrodzonej „grzeczności” Brytyjczyków. Oni często nawet nie potrafią określić, czym różni się jeden czas od drugiego. Oni po prostu „mówią”. A my, jeśli chcemy mówić poprawną angielszczyzną musimy włożyć wiele pracy i wysiłku.
Paulina Kupryjańczyk