Jak uczyć po brytyjsku – cz. I: „Po nitce do kłębka”
Brytyjskie college i uniwersytety przyciągają uczniów z całej Europy. Jednym z głównych powodów jest bardzo dobry i efektywny system nauczania. Decydując się na college w Szkocji miałam nadzieję, że dowiem się na czym polega jego popularność i sekret. Biorąc pod uwagę fakt, że przyszłość wiążę z zawodem nauczyciela, cennym doświadczeniem jest przyglądanie się pracy tutejszych pedagogów i obserwowanie metodyki, którą stosują na co dzień.
Studiując na kierunku „Events Management”, języka angielskiego uczę się o wiele efektywniej niż moi rówieśnicy na studiach w Polsce. Ja mam to szczęście, że osłuchuję się z nim ok. 8 godzin zegarowych dziennie w szkole, potem poza szkołą przebywając ze Szkotami w mieszkaniu czy na ulicy, a nie 45 minut, kilka razy w tygodniu. Mimo tej zasadniczej różnicy jestem jednak przekonana, że nauczyciele uczący w polskich gimnazjach i liceach mogą znaleźć w brytyjskiej metodyce inspiracje dla siebie i przenieść część pomysłów na polski grunt.
Rozmawiając ze Szkotami, którzy mieli do czynienia z Polakami w pracy lub w życiu codziennym, słyszę, że moi rodacy często zwyczajnie unikają mówienia po angielsku z obawy przed popełnianiem błędów. Dużo rozumieją, ale kiedy przychodzi do wyrażenia własnych myśli zwyczajnie ich „zatyka”. Tymczasem nikt tu nie wymaga pełnej poprawności stylistycznej, czy gramatycznej. Jak na ustnej części egzaminu maturalnego, tak w życiu, liczy się umiejętność przekazywania informacji. W czym więc leży nasz problem?
Teoretycznym celem nauczania języka angielskiego w Polsce jest wyedukowanie młodzieży do takiego stopnia, aby byli w stanie posługiwać się językiem angielskim przynajmniej na poziomie komunikatywnym. W tym celu dość duży nacisk kładzie się na naukę angielskich słówek na pamięć. Tymczasem w sytuacji, kiedy uczeń będzie chciał zapytać w Wielkiej Brytanii o kopertę, żeby wysłać do domu list, będzie usilnie próbował przypomnieć sobie konkretne słówko, zamiast korzystając z opisowej techniki wytłumaczyć, co chce kupić. Dlatego myślę, że warto postawić na praktyczny aspekt nauczanie języka angielskiego, uczyć młodzież radzić sobie w konkretnych sytuacjach, dać im wykazać się lotnością umysłu, a nie skazywać na mechaniczne odtwarzanie tego, co było zadane do nauki na pamięć. To naprawdę działa! A do lepszej poprawności językowej dochodzi się z czasem, systematycznie i zupełnie naturalnie.
Wybierając szkołę w Szkocji wiedziałam, że wyjątkowo dużo uwagi musze poświęcić nauce języka jeszcze w Polsce, gdyż od tego będzie zależało moje „być, albo nie być” w Collegu. Zdecydowałam się na dodatkowe lekcje, oferowane poza szkołą. Moim nauczycielem był Portugalczyk. Warto w tym momencie dodać, że doświadczenie w nauczaniu zdobywał właśnie w Wielkiej Brytanii. Zajęcia przyniosły duży efekt głównie dlatego, że z wiadomego powodu nie mogliśmy się porozumiewać w języku polskim. Pytając mnie np.: „co znaczy słówko unpredictable?” nie mogłam dać prostej odpowiedzi w języku polskim, ale musiałam włożyć w to więcej wysiłku, żeby „naokoło” używając znanych mi angielskich synonimów lub na podstawie konkretnych przykładów wyjaśnić, co to słowo „unpredictable” znaczy. Szczególną trudność sprawiały mi pojęcia abstrakcyjne, ale z biegiem czasu, komunikowanie się w ten sposób szło mi coraz lepiej. Miało to obustronną korzyść – nauczyciel czuł satysfakcję, że jego praca przynosi efekty, a ja czułam się coraz pewniejsza, że jeżeli zapomnę jakiegoś pojedynczego słowa to dojdę do meritum „na około”, jak po „nitce do kłębka”.
Taką samą metodę stosują Brytyjczycy ucząc obcokrajowców języka angielskiego. Udowadniają, że uczniowie są w stanie wyrazić znacznie więcej, niż początkowo przypuszczają. I co jeszcze moim zdaniem jest bardzo pozytywne i motywujące? „Well done!”, „great job”, „perfect” słyszane na każdym kroku. Bo nic tak nie motywuje do pracy jak doceniający nasz trud nauczyciel.
Paulina Kupryjańczyk